
Alkohole mocne. Teoretycznie są jakieś lokalne, ale zarówno w sklepach jak i w barach jako sycylijskie proponują kalabryjskie. Próbowałem standardowego włoskiego zestawu: grappy, amara, sambuki i jedyny produkt z Sycylią w nazwie: limoncello. To jest południe, tu pije się głównie alkohole słodkie i bardzo słodkie, jak się chce czegoś wytrawnego to trzeba sobie kupić w sklepie Fernet-Branca. Z wódek czystych króluje Russkij Standard. Chętni mogą w sklepach kupić spirytus (z czegoś przecież to limoncello trzeba zrobić) w cenie 40 zł za pół litra – a więc tak samo jak w Polsce. Głównie degustowałem amara: wygrało północne Ramazzotti (z Mediolanu), potem było kalabryjskie Averna, przegrało (też kalabryjskie) Vecchio Amaro del Capo – nieznośnie słodki ulepek.
Wino. Sycylia ma swoje znane wina, ale na wyspie nie pije się go dużo. Wśród czerwonych króluje lokalny szczep Nero d’Avola i jego kupaże, jest też lokalne nerello mascalese, z białych catarratto i inzolia. Rozczarowaniem były wina białe – dolna półka niepijalna, sam owoc bez kwasu, po prostu kompoty. Może to kwestia klimatu? Żeby spożyć coś pijalnego trzeba zerknąć na półkę średnią. Wina czerwone generalnie pijalne, nie było specjalnej wpadki. Polecić mogę z czystym sumieniem produkty Abbazia Santa Anastazia – winnicy w okolicach Cefalu, można ją zwiedzać, oraz sporego producenta, Planeta, posiadającego winnice na całej Sycylii, produkującego m.in. jedyne sycylijskie wino klasy DOCG, czyli Cerasuolo di Vittoria. W sklepach są też wina z Włoch kontynentalnych, ale po co?
Piwo. Sprzedawane w butelkach 0,66 lub 0,33 l, króluje lager, a dokładnie pilsner. Moretti, Poretti, Castello, Nastro Azzurro, Dreher i kilka innych. Poprawne, niczym się niewyróżniające, ale w porównaniu z polskimi świetne. Nie widziałem, żeby sprzedawano lane. Konkurencją jest kilka lagerów niemieckich, zwłaszcza Becks, ale to piją tylko tubylcy. Na rynku króluje heinekenowskie Moretti, na zdjęciu w telewizorze w tle właśnie leciała jego reklama. Można je dostać w Polsce, ale zdecydowanie lepiej smakuje na Sycylii.
Napoje niealkoholowe. Pisałem już o dziwacznych bitterach w małych buteleczkach, okazuje się, że w sklepach jest tego masa. Kilkanaście rodzajów, kupiłem San Pellegrino o smaku chilli, okazało się takie jak inne, słodko-gorzki ulepek nienadający się do samodzielnej konsumpcji.

Ludzie. Cały sekret tych sytuacji tkwi w mentalności Sycylijczyków. To południe (pamiętajcie o sjeście, choć w Palermo w zasadzie jej nie ma), tu ludzie są zawsze gotowi, żeby ci pomóc czy z tobą po prostu porozmawiać. Chcesz zrobić dobre wrażenie – naucz się kilku słów po włosku (np. birra nazionale grande), zamawiaj włoskie napoje, na ulicy poproś o lody w bułce – od razu cię polubią. Ja ich też, tak więc w przyszłym roku Sardynia albo Toskania.
PS. Niektóre piwa włoskie można dostać w Polsce. Moretti (but. 0,66 l w cenie ok. 8 zł) bywa w Almie, Simply i w sieciowych delikatesach, w Lidlu jest Poretti (puszka 0,5 l za 2,70 zł) i Castelli (but. 0,33 za 2,50). Moretti jeszcze się wybroni, pozostałe dwa to słomkowy płyn pozbawiony piany i smaku. Albo działa syndrom wakacyjny - wszystko wypite na miejscu smakuje lepiej niż po powrocie w domu - albo Carslberg leje różne płyny pod tą samą etykietą. W Lidlu jest też grecki Mythos (puszka 0,5 za 2,70 zł), i tu znowu to samo - pamiętam to piwo jako co najmniej pijalne, a teraz sjest co najwyżej pijalne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz