środa, 26 kwietnia 2017

Co pił Jerzy Piotrowicz

Otóż Jerzy Piotrowicz pił coś w kolorze herbacianym z kieliszka podobnego do koniakówki. Tyle widziałem na filmie wyświetlanym w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Jerzy Piotrowicz poza tym pił za dużo, i możliwe jest, że ten zwyczaj przyspieszył jego zgon. Mogliście w Poznaniu zobaczyć jego wystawę, ale już się skończyła. Za to w knajpie na Rynku, „Piwko naprzeciwko”, od lat wisi kilka jego obrazów, więc nic straconego. Ja do tej knajpy zachodzę na wódkę z tatarem, tatar jest dobry, duży i świeży, pieczywo do niego też jest dobre. Niech was nie zwiedzie ta recenzja, tatar jest siekany, a nie mielony. Wódka w normalnej cenie, czasami barmanka się pomyli i naleje do kieliszka czegoś smakowego zamiast czystego, widocznie w Poznaniu tak mają.
Kiedy mam się gdzieś udać, sprawdzam wpierw czy na pewno będę miał się tam czego napić, jak mam wątpliwości to zabieram zapasy. Tym razem w sąsiedzkim sklepie była przecena i kupiłem kilka butelek Cointreau w cenie 40 zł za 0,7 l. Wziąłem ze sobą, ale czy to był dobra decyzja? Cointreau w zasadzie jest do drinków, po wypiciu butelki człowiek jest zasłodzony, przesiąknięty aromatem skórki cytrynowej jak ciasto, przez kilka dni mu się tym odbija. Problem w tym, że w Poznaniu alternatywy nie było. To znaczy była, w postaci sieci Żabek, ale tam głownie whisky i bourbony, ja za nimi nieszczególnie przepadam. Zaraz koło mojego lokum na Garbarach był świeżo chyba otwarty sklep sieci Duży Ben. Pięć sklepów, pięć porażek. Asortyment jak w sporym markecie, ceny jak w Żabce, w promocji jedna czysta wódka. Stoją solidne enomatiki, a kraników leje się... kalifornijskie siki. Kupili enomatika za kilka tysięcy, żeby polewać jakieś Gallo. Przeprosiłem się z Żabką, wypiłem Jima Beama, poszedłem na bani do muzeum miejskiego w ratuszu, cholera, niewiele pamiętam.