czwartek, 8 września 2016

Co pił akademik Łomonosow?

Przepraszam za nieobecność, ale znalazłem już jej winnego. To firma Google. Chciałem po powrocie z wyjazdu napisać notkę i okrasić ją pokazem slajdów. Na Blogspocie (Bloggerze) to nic trudnego. Wrzucasz zdjęcia do Picasy, układasz w pokaz slajdów, kopiujesz jego kod, wklejasz do bloga i gotowe. A tu nie ma Picasy. W zamian jakaś usługa, która kastruje zdjęcia do rozdzielczości 10 dpi, w dodatku jak ją znalazłem, to nie miała jeszcze slajdów. Po kilku dniach się pojawiły, ale bez kodu. Poddałem się. Nie wygram z panami Brinem i tym drugim przystojniaczkiem. Rozwiązaniem jest przejść na Wordpressa, ale kto by mnie wtedy odnalazł. Walczę z Brinem jego własną bronią, pokaz zdjęć wykonałem korzystając z guglowkiej funkcji „docs”. W opisach podaje numer zdjęcia, musicie je odszukać sami.
Teraz możecie już zacząć lekturę, a żeby była milsza proponuję podkład dźwiękowy. Utwór zespołu Leningrad „W Piterze pić” – zespół co prawda od lat zjada własny ogon (a raczej sznur) , ale treść piosenki dokładnie odpowiada treści notki, a jako alternatywę utwory narodnego artysty Koli Bieldego – polecam jeden z utworów o jeleniu, „A olieni lutsze”, co prawda nie jeździłem na jeleniu, ale jadłem go z puszki.
Celem ostatniej wyprawy były noce. A konkretnie białe noce w Petersburgu. Chciałem zobaczyć, jak to jest nie mieć nocy. Dla niektórych pijących to może być problem – jeśli ktoś nawykł pić jedynie po zmierzchu, to się nie napije, a jak ktoś zamierza pić do rana, to musi się uzbroić w cierpliwość. Ale wbrew pozorom najgorzej mają abstynenci – akurat trwał ramadan, w czasie którego nie można nawet pić wody – jak tu ugasić pragnienie, skoro nie nadchodzi zmrok? Rozwiązanie jest trywialne, zmrok i poranek zostały zastąpione ustalonymi godzinami. Ale ustalone godziny, tu będące wybawieniem od posuchy, mogę też być utrudnieniem w ugaszeniu pragnienia. Bo w Rosji jest częściowa prohibicja, w Moskwie alkohol można w sklepach kupić do godziny 23, a w Petersburgu zaledwie do 22. Przedsiębiorczy sprzedawcy znaleźli sposób na obejście tego przepisu – w sieci sklepów RosAl, całodobowo trwa wyszynk, po 22 można tam kupić butelkę do spożycia na miejscu (teoretycznie powinna zostać otwarta, zapewne tak nie jest, bo jak tu wynosić otwarte wino musujące) i wziąć ją ze sobą. Jak wygląda taki sklep – czytajcie dalej. Wizyta była dwuetapowa – Moskwa i Petersburg. Moskwę znam, wiec zamiast zwiedzaniem zajmowałem się intensywnym spożyciem, tak wiec niewiele napiszę, bo też i niewiele pamiętam. Petersburg znowuż zwiedzałem, wiec i alkoholu spożyłem mniej – i tak źle, i tak dla treści blogowych niedobrze. Szukałem z jednej strony miejsc oldschoolowych, które nie zmieniły się od czasów radzieckich, z drugiej strony czegoś najnowszego, hipsterskich nowalijek. O tych miejscach na końcu, teraz o samych napojach.
Nastroje antyalkoholowe. O prohibicji pisałem, przy wjeździe do Moskwy banery zachęcają do podzielenia się z władzami wiedzą o nieprawidłowościach w sprzedaży alkoholu. A w samym mieście mural antyalkoholowy (zdjęcie 1), plakaty antyalkoholowe i podobno antyalkoholowe jaczejki, które spożywających na ulicy piwo namawiają do tradycyjnej rosyjskiej abstynencji. Mnie nie namówili, bom nie Rosjanin.
Napoje bezalkoholowe. Pisałem kiedyś o napoju estragonowym, tarchun, tym razem postawiłem przed sobą zadanie – znaleźć i polecić najlepszy tarchun. Słowo daję, wypiłem ich chyba osiem, ale nie pamiętam zbyt dużo (bo piłem je w Moskwie). Dwie wskazówki – musi być raczej droższy i powinien pochodzić z krajów postsowieckich – np. Osetii albo Armenii. Nie mam zdecydowanego faworyta, w każdym najczęściej raził mnie trochę za wysoki poziom cukru. Przy okazji pojawiła się nowość (a raczej odrodziła, bo nowością wcale nie jest) – napój z berberysu. Kolor oranżady i smak oranżady – a jednak to naturalny berberys. Przy Placu Czerwonym rozłożył się sezonowy jarmark z rękodziełem i tradycyjnymi kulinariami, tam stały straganiki z napisem „Smak dzieciństwa”, na których rozlewano tradycyjne napoje – to trochę odpowiednik naszych saturatorów. Wyglądało to tak że z olbrzymich szklanych stożków do szklanki wlewano trochę syropu (pięć smaków do wyboru, między innymi właśnie tarchun i berberys – zdjęcie 2), a potem resztę uzupełniano wodą gazowaną. O dziwo napoje były smaczne i pijalne, porównywalne z tymi butelkowanymi.
Pierwsze tarchuny kupiłem na Bazarze Daniłowskim, to moskiewski odpowiednik naszych targów śniadaniowych – bardzo duża przestrzeń wypełniona w środku stoiskami spożywczymi, pod ścianami barki zarówno z potrawami tradycyjnymi jak i hipsterskimi nowalijkami (zdjęcie 3). Mieszają się bliższy wschód, dalszy wschód i zachód. Ceny raczej wysokie, ale warto obejrzeć. Znużonych hipsterką zachęcam do odwiedzenia targu Dorogomilskiego. Zdominowany przez Azerów, dobrze zaopatrzony, imponujący dział mięsny. Ale z napojami krucho, a z alkoholem zupełna porażka. I co z tego, skoro w okolicy jest najlepszy monopolowy w Moskwie?
Jak zwykle opiłem się znakomitych wód mineralnych – Essentuki 4 i 17 oraz Nowotierska. Kupujcie największe pety, i nie szukajcie jej w sklepach najtańszych i najdroższych – to typowa średnia półka.
Soki owocowe – zaskoczenie, ale sok z brzoskwini i moreli mają tu znakomity. Aksamitny, śmietanowy, gęsty, smaczny – u nas takich nie ma. A wiec u nas pijcie jabłko, a morelę zdecydowanie w Rosji.
Piwo. Zachodzi tu proces podobny do naszego. Piwa koncernowe są coraz gorsze, ale napłynęła nowa fala i bez problemu można kupić piwa rzemieślnicze – na podobnym poziomie co u nas. Z tym, że ten pierwszy proces wyraźniej czuć, bo wszystkie koncerniaki wypite przeze mnie nadawały się do zlewu. Zero chmielu, ale za to smakują jak dosładzane. Koncerny (tak jak u nas) chcą pożreć rzemieślnicza konkurencję, więc same produkują jakieś ale’e, wypiłem dwa i to nie stało nawet np. koło AIPY z Żywca (która nie stała nawet koło średniego kraftu).
Cydr. Powoli się pojawia, są nawet wyspecjalizowane bary z cydrami, ale raczej importowanymi, lokalna produkcja skromna (dostępna głownie w miejscach, gdzie są piwa rzemieślnicze). Na moskiewskim rynku jest od niedawna polski Cydr Ignaców, podobno nieźle się sprzedaje. Na wspomnianym targu koło kremla przypadkowo natknąłem się na napój zwany przez sprzedawcę „buza”, który okazał się całkiem przyzwoitym cydrem (także w wersji perry), widocznie funkcjonował już od lat jako tradycyjny napój ale pod dziwną nazwą – bo buza to nazwa lekkiego azjatyckiego alkoholowego napoju z prosa lub kukurydzy. Ciekawa natomiast jest zbieżność nazw „buza” i „booze”.
Wino. Bez szczególnych zmian, znowu tak jak w Polsce, kiedyś było większy, teraz rynek się ustabilizował, na półkach nieciekawa fabryczna produkcja, a wina lepsze za drogie. Pojawiły się sklepy oferując wina z nalewaka, ale już ich nie ma. Pozostałem przy swoim dawnym wyborze – wino musujące Abrau Durso, dobra cena, dobra jakość, jest w wersji brut. W zasadzie dostępne w każdym sklepie. W Petersburgu w sklepie RosAl skusiłem się na jakieś tanie modele –w tym na legendarne Russkoje Szampanskoje, bo źródłowo pochodziło właśnie stąd (zdjęcie 4). No i dostałem dokładnie to, co mogłem dostać za 10 zł.
Mocne alkohole. W zasadzie jedno odkrycie, w knajpie Kamczatka dostałem lokalnego wyrobu chrzanówkę. Nic prostszego –zalewa się pokrojony korzeń chrzanu wódką i czeka. Jeśli chrzan jest świeży to dominuje nad smakiem wódki, wiec można użyć jej najgorszej odmiany. Zachęcony, po powrocie zrobiłem sam i zadziałało. Przy okazji zalałem przywieziony świeży estragon (targ Dorogomilski! Prosto z Azerbejdżanu!), w efekcie dostałem coś o smaku anyżówki (zdjęcie 5). Zrobiłem też przy okazji nalewkę ziołową i dereniową, ale te muszą swoje odczekać.
Gdzie kupić. W Petersburgu zdecydowanie sieć RosAl. Duży wybór, otwarta po 22, można pić na miejscu, mają swoje broszurki z wykazem promocji, a te robią wrażenie. Na przykład koniak Fathers Old Barrel – jak sama nazwa wskazuje rosyjski – w promocji kosztuje 23 złote za 0,5 l. trunki importowane nadal mają ceny wyższe niż u nas, ale przecież nie tego szukamy w Rosji. Jak wspomniałem przy sklepach są kanciapy z możliwością spożycia na stojąco, ale ostrzegam – bez toalet. To nie jest standard, ale w Petersburgu są takie miejsca, o tym zaraz. Sieć Aromatnyj Mir pogarsza się roku na rok, nie warto – to się zrobił taki rosyjski Nicolas, słaby wybór i wysokie ceny. W Moskwie polecałem już sklep na rogu uli Możajskij Wał i Płatowskaja. Niech was nie zmyli napis „Wino” i fakt, że trzeba zejść do piwnicy. Warto od niej zejść.
Piw (i cydrów) rzemieślniczych w Moskwie trzeba szukać w sieci sklepów GławPiwMag (zdjęcie 6). Z tą siecią to przesada, sklepy są dwa, ale polecam. Oprócz napojów są typowe zakąski, czyli suszone ryby i wodorosty. Leją z około osiemdziesięciu kranów, są także piwa i cydry w butelkach. Ceny porównywalne z polskimi. Gdzie pić. Jak pisałem szukałem nostalgii i hipsterki. Nostalgia to typowe riumocznyje – wódczany wyszynk na stojąco. W Moskwie jest w centrum jedna, schodkami w dół, wszystko w kafelkach, „tualiet nie rabotajet”, na szczęście są kanapki na zakąskę – ze szprotką, smalcem, serem (zdjęcie 7). W Petersburgu też znalazłem jedną w centrum – przyklejona do sklepu, ale sklep nie działał, wszystko w plastiku, za zakąskę służy napój owocowy. Nie ma toalety, wiec cała ulica śmierdzi moczem. Hardcore! Super! Za setkę piercowki i setkę soku o smaku pestki wiśniowej zapłaciłem 5 zł. Jeszcze lepiej! (Piercowka to typowa rosyjska wódka na ostrej papryce.) Strzeżcie się podróbek (zdjęcie 8) – w prawdziwej riumocznej nie ma whisky i ginu. Zwiedziłem jeszcze kilka (ale mniej hardcoreowych) miejsc, niestety one zanikają, choć te, które się pojawiają, nadal szanują klienta, który wpadł tylko na „setę i galaretę”. Na przykład w centrum Moskwy knajpa Kamczatka, prowadzona przez Arkadija Nowikowa. Nowikow to taki rosyjski Gordon Ramsey, stworzył dziesiątki restauracji, w tym też takie nostalgiczne. Kamczatka to piwbar, ale tam właśnie wypiłem chrzanówkę. Popiłem niezłym Kraftem i zakąsiłem super kanapką ze szprotką – wielką jak bochen. I ceny ludzkie.
Ale jak chcecie spróbować kraftów to polecam hipsterski Beer Happens (zdjęcie 9). 30 kranów, masa butelek, nowofalowe menu zakąskowe. Doliczyłem się 10 pracowników, i to zaraz po otwarciu, wieczorami podobno jest full. A na ścianach mech – tak, sprowadzili ze Skandynawii prawdziwy, ale zasuszony i zaimpregnowany mech, wygląda jak żywy. Ceny zbliżone do warszawskich, ale ten mech, gdzie u nas jest mech w knajpie? Pleśń jest, ale mech?
Tradycyjnie odwiedziłem WDNH (Wystawka Dostiżenij Narodnogo Choziajstwa), tradycyjnie nabyłem koniak Ararat w stoisku Armenii, ale tym razem zabrałem go do knajpy Władiwkawkaz, gdzie są wspaniałe osetyńskie pirogi (a także niezły osetyński tarchun i abchaskie wino, czyli oryginalny azjatycki mix – zdjęcie 10). WDNH staje się hipsterskie, sporo młodzieży, jeżdżą na rowerach, deskorolkach i segwayach. A w Petersburgu mniej hipsterska młodzież pije w parkach, gdzie nie jest to zakazane. W czasie mojego pobytu szalały w tym rejonie silne burze, ze względów bezpieczeństwa zamknięto parki, więc młodzież (a były to dni zakończenia roku szkolnego) przechodziła przez czterometrowe ogrodzenia, by wypić w spokoju pod chmurką. W Moskwie parków jest mniej, ale widziałem liczne ślady ulicznej konsumpcji – lokalni preferują koniaki, nie dziwę im się. Na zdjęciu 11 uliczna kapela, która przez kilka godzin dość sprawnie grała (głównie utwory Beatlesów), a za uzbierane pieniądze piła cały czas, wraz ze swoimi groupies.
To tyle, na pewno połowę zapomniałem, ale chce powtórzyć ten wyjazd za rok, może będę uważniej notował, jeśli macie jakieś sugestię chętnie posłucham. Na razie szykuję się do następnej podróży, bilety w kieszeni, plan naszkicowany, butelki na horyzoncie!