wtorek, 24 sierpnia 2010

Norwegia – to nie jest kraj dla ludzi-pijaków

Dwa koszmary człowieka-pijaka – kraje gdzie nie można pić alkoholu i kraje, w których alkohol jest za drogi na jego kieszeń. Dlatego jego noga nie postanie w Jemenach i innych Arabiach Saudyjskich, a wizytę w Norwegii wspomina jak koszmar. Jakiś lokalny mędrzec wymyślił, że z nadmiernym spożyciem alkoholu należy walczyć ograniczając jego dostępność – oczywiście efekt jest taki, że w łykend nie uświadczysz trzeźwego Norwega, a prowincja pędzi bimber nawet z krowich odchodów. Sprzedaż alkoholi mocniejszych (począwszy od mocnych piw) zmonopolizowała państwowa siec sklepów Vinmonopolet, w których ceny są mniej więcej 10 razy wyższe niż w UE. Człowiekowi-pijakowi pozostały zakupy zwykłego piwa – np. Aass fatøl (nazwa bynajmniej nie oznacza tłustego oleju prosto z odwłoku, ale piwo „draugt” firmy Aass). To całkiem przyzwoity lager, cena przypomina europejską średnią, puszka jest zwrotna, wydrukowano nawet na niej jej wartość – 1 korona. Gdyby wszystkie opróżnione przez człowieka-pijaka butelki i puszki były zwrotne, pewnie byłby dziś bardzo bogatym człowiekiem.
Norwegia nie należy do UE, więc na lotnisku można w rozsądnej cenie kupować alkohole w sklepach bezcłowych. Dzięki temu człowiek-pijak spróbował norweskiej wódki – występującej tu pod wdzięczną nazwą aquavit (na etykietach są inne zachęcające napisy, np. „rectificeret filtreret fuselfri”). Okazało się, że Norwegowie spożywają wódki aromatyzowane, a dominującym smakiem jest kminek. To nie jest idealny smak dla wódki, człowiek-pijak poleca dorzucić kilka euro i kupić wersję leżakowaną w beczkach. A w ogóle należy ograniczyć pobyt w Norwegii do wizyty w takim sklepie – fiordy można sobie pooglądać na Discovery.

wtorek, 3 sierpnia 2010

Małe jest piękne

Na polskim rynku wybór niemieckich sektów jest ograniczony głównie do produktów firmy Henkell & Söhnlein. Wina musujące Henkell są pijalne, choć człowiekowi-pijakowi nie odpowiada lekki przerost gazu nad treścią. Poza tym to stąd pochodzi chyba jedyne musujące wino różowe dostępne na rynku naszych hipermarketów. Niestety cena w okolicach 26–27 zł za butelkę to zdecydowanie za dużo. Wina Söhnlein kosztują 17 zł, są trochę gorsze, ale stosunek ceny do jakości nabiera sensu.
Ale jest jeden produkt tej firmy, który człowiek-pijak kupuje bez bólu – to pięciopak Henkell Trocken piccolo. Te buteleczki mają objętość 200 ml – więc niedokładnie taką jaką mieć powinny, czyli 0,1875. To klasyczny rozmiar piccolo, rozpoczynający przegląd objętości butelek, kończący się na 30-litrowym melchizedeku (i mający w zestawie ćwierćlitrowego chopina – człowiek-pijak chętnie by uczcił rok szopenowski otwierając taką flaszeczkę, niestety w życiu na oczy jej nie widział). Ale w czym rzecz – otóż cena tego zestawu (łącznie 1 litr), jest tylko nieznacznie większa od ceny zwykłej butelki 0,75 – 28 zł w sieci Leclerc (czasami w Simply). A w bonusie dostajemy aż pięć butelek w kartoniku, którego otwarcie wymaga umiejętności koniecznych do ułożenia kostki Rubika. Butelki zamknięte są nakrętkami, co usprawnia proces szybkiego otwierania (trzeba się spieszyć, życie jest jedno, za to morze alkoholu w stanie permanentnego przypływu), a ich rozmiar pozwala na konsumpcję prosto z flaszeczki – co w przypadku win musujących wcale nie jest takie łatwe, kto próbował ten wie, o co człowiekowi-pijakowi chodzi. Uwaga – nie należy kupować tego wina w trójpaku – jego cena wynosi aż 29 zł!