wtorek, 10 listopada 2015

Co pił Pier Paolo Pasolini?

 Nie mogłem się zebrać do napisania nowej notki, choć bynajmniej nie zapominałem o piciu.  Stoi na mojej półce cała kolejka butelek do sfotografowania, a ja zanim zdążę im zrobić zdjęcie, zapominam co było w środku. Dlatego teraz piszę od razu po alkoholowym wydarzeniu – pobycie w Rzymie. Miałem co prawda pojechać do Sankt Petersburga, ale nie zorientowałem się, że zaproszenia z Rosji są tak krótko ważne i jak poszedłem po wizę, to okazało się, ze musiałbym wyjechać w ciągu trzech dni – a taki szybki to ja nie jestem. No więc w zamian wylądowałem w Rzymie. Akurat mijała 40 rocznica śmierci Pasoliniego, w telewizji był przegląd jego filmów, obejrzałem „Medeę” z Callas, tam prawie nie ma dialogów, więc to nie było takie trudne, nie obejrzałem „Mamma Roma” z Anną Magnani (chodziłem jej śladami niedawno po Wyspach Eolskich), bo tam znowuż ciągle mówili. Mieszkałem na Zatybrzu (Trastevere), to dzielnica po drugiej stronie Tybru w stosunku do głównej części zabytkowej miasta, ale ja na drugą stronę rzeki miałem trzy minuty, więc to w zasadzie jest centrum. Zatybrze jest dzielnicą knajpek, faktycznie są ulice, na których są ich dziesiątki. Tak wiec zwiedzałem, popijałem, zwiedzałem, popijałem, popijałem i na koniec jeszcze trochę popijałem. W skrócie napiszę co, jak i gdzie.
Piwo. Włochy 20 lat temu przeszły rewolucję piwną, wiec oprócz piw mainstreamowych mają tysiące piw rzemieślniczych (artigianale). Ale trzeba się trochę natrudzić żeby je znaleźć. No i ceny są dwa razy wyższe niż w Polsce (czyli 16 zamiast 8 zł), a w knajpach to już w ogóle cenowy kosmos. Tak wiec pozwoliłem sobie na kilka butelek Morettiego (najpopularniejszy we Włoszech lager, dostępny też w Polsce), duża flaszka (0,66 l) kosztuje w markecie 1 EUR. Jest fajna wersja czerwona, mocniej słodowa, są też wynalazki naśladujące jakieś lokalne style, tak wiec Moretti rządzi – szkoda, że ja akurat jestem na etapie picia ejli (no wiecie, górna fermentacja i takie tam).
Wino. Rzym leży w dolinie, wokół na szczytach są liczne winnice, to się nazywa Castelli Romani, wina są przeciętne, ale zawsze warto spróbować coś lokalnego. Poza tym tysiące win z całych Włoch, ceny od 1 EUR, żyć nie umierać. Akurat zaczął się  sezon novello (włoski odpowiednik beaujolais nouveau), kupiłem kilka, straszne kwasy, a raczej kompoty, nie próbujcie. No i oczywiście prosecco.
Destylaty. Zrobiłem wpierw research w sieci i wiedziałem, że będą problemy. Nie znalazłem nic rzymskiego, ani nawet z Lazio (tutejsza prowincja). Wiedziałem, że rzymska jest Strega (jak się okazało, rzymianie tego nie wiedzą), ale co dalej? Na miejscu poszedłem do knajpy rozsławionej w sieci, a tam też nic nie wiedzieli (facet mówi do mnie: „Strega, nie, tego nie wypijesz”, ja mu na to „Kocham Stregę”, popatrzył na mnie jak na idiotę, a jak wypiłem kieliszek to wyglądało na to, że nie chce mieć takiego klienta). No to pozostał najlepszy sklep z alkoholami w Rzymie, tam uratowali honor wskazując na Romana Sambuca. Potem się okazało, że całe lotnisko jest tym zawalone, więc możecie kupić przy wyjeździe, wersja biała i kawowa po 12,50 EUR za dużą flaszkę. Sambuca jak sambuca, koszmarnie słodka, ratuje ją przegryzanie ziarnkami kawy. Słaby wynik? Spokojnie, w doliczonym czasie strzelam zwycięską bramkę. Odnalazłem na terenie Kościoła Świętego Piotra za Murami sklepik, gdzie sprzedają produkty benedyktyńskie. Rzymskie, bo to produkują je trapiści z rzymskiego opactwa Tre Fontane (trapiści są cystersami i benektynami, trochę to skomplikowane). Kilkanaście flaszek do wyboru, ale największym klasykiem jest 42% nalewka ziołowa. Fajna, ale znowu za słodka. No ale rzymska. Nierzymskie to jak zwykle grappy, brandy, amara – trochę tego jest. Na zdjęciu jakaś wypasiona grappa, mirto, ale dość mocne (35%), likier benedyktyński, sambuca, zamiast limoncello tym razem rosolio di mandarini, czyli likier na skórce mandarynki, z lewej dziwny wynalazek, ziołowy nalew na 72 ziołach o mocy 70% (jedyne czego jeszcze nie wypiłem, zaraz biorę się do roboty).
Gdzie pić? W knajpach – łatwo powiedzieć. To jest Rzym, tu jest drogo. Wspomniana knajpa polecana w sieci polecana była przez amerykańskich turystów, dla nich kieliszek wina za 6 EUR to normalka, ja za to mogłem sobie kupić w sklepie dwie butelki pijalnego wina. Mocne alkohole w takich knajpach kosztują od 4 EUR za kieliszek, też za dużo. Znalazłem knajpy wyłącznie dla lokalsów, tam kieliszek sambuki kosztował 2,50  EUR, ale znowuż tam cię nie chcą. Nie chcą turystów i dają ci to odczuć. Trzeba szukać miejsc pośrodku – gdzie piją miejscowi, ale gdzie turysta jest mile widzianym dodatkiem. A że knajp są  setki, takie miejsce można znaleźć. Na pierwszym zdjęciu po lewej knajpa dla mnie, po prawej dla amerykańskich i włoskich hipsterów.
Gdzie kupować? To już wiedziałem – trzeba znaleźć duży supermarket sieciowy. I znalazłem sporego Conada. W oczach mi wirowało od licznych napisów „occasione”. Wina przecenione aż o 50%, niestety wszyscy wiedzą, że to okazja, wiec jako pierwsze znikały z półek. Ale były ich setki, wiec bez problemu kupowałem wina do 5 EUR, wszystkie były co najmniej pijalne. Nie należy kupować w małych sklepikach – tam wszystko jest dużo droższe, a wina fatalne. Nie kupować w małych sklepach sieciowych – Despar, Coop itd. Mały wybór, drogo, nie ma promocji. Kupować w sklepach specjalistycznych, ale jak chcecie wszystko znaleźć w jednym to polecam Trimani na Via Goito 20. Prawie 200 lat doświadczenia, niesamowity wybór, profesjonalna obsługa (mówią po angielsku). Powyżej seria zdjęć z wnętrza, po prawej zabytkowy nalewak do wina, u góry kran z którego ciekła woda chłodząca naczynia z winami. Przy okazji można zwiedzić termy Dioklecjana, to po sąsiedzku. Zostaje jeszcze lotnisko, wybór mały, ale jak wam kilka groszy zostanie, zawsze coś można znaleźć. Ceny sklepowe, w przeciwieństwie do lotniska warszawskiego, gdzie np. półlitrowa butelka cytrynówki lubelskiej kosztuje prawie 40 zł (nie żebym to pijał, ale wydaje mi się, że to jedna z tańszych wódek na rynku).
PS. Będą wpisy, najbliższy pokutny, zresztą sami zobaczycie (i - mam nadzieję - przeczytacie).