czwartek, 16 listopada 2017

Czy zakąszacie po pierwszej szklance?



Ja tak, skarżyłem się już zresztą, ze w Sandomierzu zakąsek w knajpach prawie nie uświadczysz. Czy coś się zmieniło w tej kwestii dowiem się już za dwa dni, teraz tylko wspomnę o moich ostatnich zdobyczach zakąskowych. Na zdjęciu po lewej trzy torebki z kiszonkami, kupione na targach w Łodzi, chyba niedostępne w sklepach: kapusta, kimchi i rzodkiewka. Głównie chodziło o rzodkiewkę, miałem już doświadczenie z marynowaną, chciałem porównać. Kiszona marchewka przechodzi kolorem skórki i jest cała czerwona – marynowana oddaje kolor skórki zalewie i jest cała prawie biała. Akurat te trzy torebki mi nie podeszły, kimchi w ogóle nie przypominało tej z azjatyckich barów. W kategorii rzodkiewek zdecydowanie wygrała marynowana, swój słoiczek nabyłem na bazarze warzywnym na placu Szembeka. Kupiłem tam zresztą sporo innych słoików z domowymi przetworami. Po prawej słój ze słynną zakąską gruzińska – dżondzoli. To kiszone zalążki kwiatów pewnego krzewu – musza być zbierane o odpowiedniej porze, zanim przeistoczą się w kwiaty, wtedy przestają być jadalne. To podobno bardzo popularna gruzińska zakąska do wódki. Moja smakowała jak kiszony papier toaletowy. To prawdopodobnie wyrób przemysłowy, nie zniechęcam się, w przyszłym roku poszukam jej na którymś z rosyjskich targów, może będzie lepiej.