wtorek, 11 października 2016

Bocian podrzucił mi żubra w Biedronce


Starka to żytnia wódka starzona w dębowych beczkach. Może zawierać dodatki: wino, liście lipy lub jabłoni. Najmłodsza ma 5 lat. Proste? No nie tak zupełnie. Bo jest jeszcze „Starka”, rosyjska lub litewska nalewka, do której produkcji można użyć starki, ale nie trzeba. No i taką właśnie „Starkę” nabyłem, w dodatku nabyłem w Biedronce. Do dyskontów po alkohol się nie udawam, wybór jest mały, a ceny wcale nie najniższe. Mój uniwersalny miernik cen – 0,7-litrowa butelka brandy Stock – sytuuje Biedronkę w środku stawki. Ale tym razem skusiła mnie nowość (?) i przystępna cena – 29 zł.
No i nabyłem butelkę 0,5 l, mocy 43%, z etykietą przedstawiającą bociana w stroju kelnerskim, podającego na tacy butelkę z dwoma kieliszkami. Na etykiecie tej butelki jest bocian podający butelkę, na której etykiecie jest … itd. Na oryginalnej kontretykiecie napis, który musze przytoczyć w całości: „They say that in old days Lithuanian men would make Starka to celebrate the birth of their first son. Unique drink delivered by the stork. Strong & special. Aged in oak barrels, , with the leaves of apples and pears. We are proud of Stumbras Starka. A recipe unchanged. Respect for the traditions of our men. Stumbras Starka original spirit drink. Ingredients: softened water, rectified grain ethyl alcohol, wine, brandy, sugar, apple-tree and pear-tree leaves, spices, colour: plain caramel”. Polska kontretykieta: “Napój spirytusowy “Stumbras Starka”. Składniki: woda zmiękczona, zbożowy rektyfikowany spirytus etylowy, wino, brandy, nalew z roślin, barwnik: karmel, cukier”. Czyli jest i nawiązanie do oryginalnej starki, którą zgodnie z tradycją zakopywano w beczce w ziemi przy urodzinach syna, a konsumowano przy jego weselu (stąd zapewne pojawienie się na etykiecie bociana), są starczane liście, jest i sama beczka – ale cała reszta dodatków wygląda tak, jakby po zakończeniu przyjęcia zlał resztki z kieliszków, posłodził i zabrał się do konsumpcji. No i ja się niestety zabrałem, w skrócie napiszę tylko – koło beczki to nie stało, najwięcej jest cukru, głowa – oprócz bólu – ciągle pracuje nad odpowiedzią na proste pytanie: po co? Po co ktoś zrobił taką mało pijalną zlewkę? Jedna z najgorszych ziołowych nalewek, jakie piłem.
A skąd trzecie zwierzę, żubr, w tytule? Bo nazwa producenta, Stumbras, przetłumaczona polski to właśnie „żubr”. Produkują wódki czyste – zbożowe, pijalne, mają model z kłosem w środku, po zakończeniu konsumpcji kłos można zjeść, poza tym „Trzy dziewiątki”, słynną nalewkę opisywaną przez Wańkowicza jako „Trisz divinis” (obecna nazwa litewska Trejos Devynerios), cała masę smakowych wynalazków. Raczej rzeczy podłe, biedronkowy bocian niestety moją opinię tylko potwierdził.

niedziela, 2 października 2016

Co pił Archimedes?

Tym razem padło na Syrakuzy. Nie, nie jedne z siedmiu Syrakuz w USA, ale Syrakuzy na Sycylii. To trzeci mój pobyt na tej wsypie i mam nadzieję, że nie ostatni. Syrakuzańskie stare miasto to de facto wyspa Ortigia, poza nią jest jeszcze na północy miasta zbiorowisko ruin greckich i rzymskich, ale tam pokoju nie wynajmiecie. Wyspa rozciąga się między mostami (dwoma, trzeci zlikwidowano niedawno) a zamkiem maniaków (Castello Maniace). Warto zatrzymać się bliżej mostów i to w uliczkach, na które nie wjechał samochód Googla, bo im bliżej maniaków tym więcej turystów i wyższe ceny. Polecam Ortigię na kilkudniowy pobyt, potem zaczniecie się nudzić i oprócz picia niewiele zostanie do roboty (czyli wreszcie będzie można się skupić na zasadniczym celu wyjazdu). Wycieczki kolejowe są możliwe, ale odległości do ciekawych miejsc są spore, lepiej wynająć samochód, we Włoszech prowadzący może mieć do 5 promili alkoholu we krwi. Jak zwykle wypiszę listę miniporad turystyczno-alkoholowych, jak kto ciekawy, mogę dopisać coś więcej.
Piwo: jak to zwykle na prowincji włoskiej królują koncernowe lagery, pierwsze piwo kraftowe widziałem na lotnisku w Katanii. Z lagerów króluje Dreher, całe nowe miasto (to za mostami) usłane jest pustymi butelkami (w każdym razie parki i skwery), widocznie jest dobre przecięcie cena/jakość. Z Dreherem jest ciekawa sprawa, pan Anton Dreher w XVIII wieku pozakładał masę browarów w cesarstwie austro-węgierskim, ale także we Włoszech. Tak wiec jest włoski Dreher i węgierski Dreher, ale nie mają już ze sobą nic wspólnego (zapewne poza koncernowym smakiem) – włoski jest Heinekena, a węgierski SABMillera.
Wino: potwierdzam starsze relacje: wina białe są kiepskie (w porównaniu z czerwonymi na tym samie poziomie cenowym), ale w ogóle wszystkie na niskiej półce są kiepskie, trzeba się wspiąć na poziom 6€, a najlepiej 8€. Co nie ma sensu, bo w tej cenie można kupić solidną flaszkę czegoś mocniejszego.
Mocne alkohole: za 8-10€ można kupić 0,7 l grappy, sambuki, brandy albo rumu. Trunki starzone są o ok. 5€ droższe. Za 10€ kupiłem 0,5 l Grappa dell’Etna, „affinata in barrique”, faktycznie beczka złagodziła ostrość grappy i faktycznie została wyprodukowana pod samą Etną – wytwórnia Russo w miejscowości Santa Venerina. Pozostałe ciekawostki opisze osobno poniżej.

Gdzie pić: w zasadzie już pisałem – za mostami. Tam gdzie nie ma turystów. Ceny maleją kilkakrotnie. Ale też zawsze was zaskoczą – bo Włosi leją alkohol „na oko” – i tak samo wyceniają. Znalazłem np. knajpkę Il Girasole (Słonecznik) (w zagłębiu punktów bukmacherskich na Largo Empedocle), gdzie nad barem stały trunki, o których właściciele nic nie wiedzieli – jakby były tylko dekoracją. A wśród nich starzona grappa (zapomniałem nazwy), mocna i smaczna. Za każdym razem dostawałem inną porcję (ale zawsze słuszną) i w innej cenie (ale zawsze rozsądnej). Rekordowa nalewka jest na zdjęciu – obok półlitrowa butelka wody dla porównania.
Gdzie kupować: jak zwykle radzę znaleźć solidny market. Wpierw znalazłem Conada na Via Re Ierone, ale potem odkryłem Deco na Corso Gelone – to samo Deco, które ratowało mnie w Rzymie. Kupicie tam i picie, i niezłe jedzenie – w bardzo dobrych cenach. Odradzam mniejsze sklepy, nawet sieciowe (Crai), kiepski wybór alkoholi, towary spożywcze biedronkowe (np. krem z pistacji taniutki, ale w 50% składa się z oleju palmowego). Sklepy specjalistyczne z alkoholem nie są na moją kieszeń, ale jeden muszę polecić. Firmowy sklep firmy Sicilsapori na Via Amalfitania 11/13, to jest samo centrum Ortigii, niedaleko katedry. Tam są produkty lokalne: likiery, przetwory owocowe, makarony, wina i destylaty. Słynne limoncello w prawie idealnej wersji (30%), naprawdę niezłe, ale oprócz niego likiery w 9 smakach. Postawiłem na cynamon i (mimo, że słaby, 20%) to był dobry wybór. Tam też można kupić lokalny muskat bez wyprawy do winnicy. Polecam lotnisko w Katanii (do Syrakuz dotrzecie zapewne właśnie przez nie). Kilka sklepów, każdy inny, spory wybór alkoholi – o wiele większy niż w Rzymie, gdzie firma Aelia (znana już z Okęcia) wzięła wszystko i wybór jest w zasadzie żaden.
Gdzie jeść: zazwyczaj o tym nie pisze, ale tym razem poradzę – kupujcie arancini na wynos. Tanie i lepsze od pizzy. Są liczne inne przekąski, ale zazwyczaj we francuskim cieście, za którym nie przepadam. Jak chcecie odchudzić portfel, jadajcie w restauracjach. Ale polecam cukiernie, ciekawe ciasta, ciastka, granity, sorbety, lody – ale pamiętajcie, tylko za mostami!
Ciekawostki: szukałem produktów lokalnych. Pisałem o likierach, sycylijską specjalnością są cytryna, pomarańcz (ale skórki, nie miąższ) i pistacje – ale poeksperymentujcie z pozostałymi smakami. Butelka 0,5 l = 12€, 0,2 l = 8€, 0,1 l = 6€. Te likiery nazywają się rosolio – czyli to są nasze rosolisy (cynamon to cannella, jak zapomnicie, to rysunki na etykietach ułatwią wam wybór). Lokalne wino to muskat. W Syrakuzach jest nawet producent, Azienda agricola Pupillo na Contrada Targia, to jest coś w rodzaju agroturystyki, jest hotel, są degustacje. Ale dojechać trzeba samochodem. Kupiłem za to na Via Amalfitania inną butelkę Moscato di Siracusa – nie znam producenta (a wiec może to było Pupillo), wyprodukowano dla Sicilsapori, rocznik 2011, 14%, 0,5 l kosztuje 18€, niestety to standardowa cena (poza wyjątkiem, o którym później). Muskat jak muskat, trochę za mało słodki, za to ma w smaku jakieś grzyby, pleśnie, coś łamie smak typowego Muskata, ale i tak niewarte swojej ceny. I tu mam dobrą wiadomość. Równie znany jest muskat z Noto. Wsiadacie więc w Syrakuzach do pociągu, za 3,5€ w pół godziny jesteście w Noto. Zwiedzacie albo nie, w każdym razie na samym końcu turystycznej trasy (to jeden długi deptak), tuż przed rondem, po prawej stronie jest sklep z winami. W środku są wina z beczek a także moscato di Noto w plastikowych butelkach. 10€ za 1 l (na zdjęciu to ta duża butelka po lewej od destylatów). A smak.. a smak bardzo podobny do tego z Syrakuz.
Jak macie samochód do możecie pojechać do dużej i znanej winnicy sycylijskiej – Planeta, a raczej do jednej z winnic tej firmy, Contrada Buonivini koło Noto. Degustacje, poczęstunki – cennik jest na stronie. Po drodze do Noto mija się Avolę – od tej miejscowości wziął nazwę najsłynniejszy szczep sycylijski, Nero d’Avola. Jak wypić nerodawolę z Avoli? Wystarczy w Syrakuzach w niedzielę pójść do budynku starego targu (nie mylić z Antico Mercato pod gołym niebem, czynnym codziennie). Tam rozkładają swoje stragany lokalni producenci (tacy raczej root czy eko), między innymi Azienda Avola Nicoletta. Sprzedają nerodawolę w plastikowych butelkach – 1 l za 2,5 €, 5 l za 8€. I co? I okazało się pijalne! Tak wiec nie obawiajcie się plastikowych opakowań i niskich cen.
Aha, Archimedes, byłbym zapomniał, urodził się i zginął w Syrakuzach. Niedouczeni twierdzą, że wymyślił śrubę, a ja wiem, że wymyślił korkociąg.