poniedziałek, 11 marca 2013

... swego nie (po)znacie


Czy polski nabywca będzie kiedyś mógł bez problemów nabywać polskie trunki pochodzące od rodzimych rzemieślniczych producentów? Ależ oczywiście, jak tylko skończy się w Polsce komunizm. Bo niczym innym nie można nazwać obecne obowiązywanie przepisów stworzonych w czasach PRL. Zawsze można się pocieszyć, że fani tytoniu mają gorzej – oni za niezarejestrowaną hodowlę jednego krzaka tytoniu pójdą siedzieć na rok, bo takie kary przewidziane są w obowiązującym dziś „Dekrecie z dnia 24 czerwca 1953 roku o uprawie tytoniu i wytwarzaniu wyrobów tytoniowych”. Paradoksalnie dużo łatwiej jest legalnie sprzedać nieletniemu narkotyk w postaci dopalacza niż wyprodukować sto litrów cydru w celu sprzedania ich turyście odwiedzającemu gospodarstwo sadownika. Pisałem już o tym przy okazji cydru wareckiego, który jest produkowany, podawany i sprzedawany zupełnie po partyzancku. Ale pojawił się w tym roku kolejny cydr wyprodukowany zupełnie legalnie i sprzedawany tak samo. Cydr Ignaców dostępny jest w kilku sklepach w Warszawie, Krakowie i Poznaniu, liczba tych miejsc codziennie rośnie, a sam cydr doczekał się licznych tekstów w prasie papierowej i w internecie – wyguglajcie sobie więc szczegółowe informacje sami, zwracając uwagę na to, jakie przepisy o produkcji cydru i zmianie wysokości podatku akcyzowego ułatwiły jego produkcję, a jakie inne – z korzeniami głęboko w PRL – nadal je utrudniają. Efektem jednego z nich są śliczne banderole akcyzowe na każdej buteleczce – przypominam, ze oprócz GB jesteśmy jedynym krajem w UE, każącym je naklejać producentom i importerom alkoholi. Cydr jest wytrawny, z wyraźną goryczką skórki jabłkowej. Niestety cena 9–9,5 zł za butelkę 0,275 l jest zaporowa. Cydr litewski w półlitrowych puszkach kosztuje 5,50 w sieci Tesco, a jego jakość nie jest znowuż taka gorsza niż Ignacowa. Na rynku znalazłem jeszcze legalny cydr od producenta win owocowych z Konina, ale ten jest tylko rozlewany z nalewaków i dostępny na razie w lokalach w Poznaniu, Warszawie i Krakowie. Kosztuje 17 zł za litr, jest słodki, bardziej przypomina sok jabłkowy lub quasi-cydr Sommersby. Tu opis i nota degustacyjna. Polskim cydrom przybywa za to konkurencja ze wschodu. Na rynku pojawił się cydr Royal z Ukrainy wyprodukowany przez Royal Fruit Garden. Oprócz cydru jabłkowego jest jeszcze gruszkowy i cydry z dodatkiem smaków innych owoców. Butelka 0,33 l kosztuje ok. 6 zł, a co najważniejsze – to bardzo dobry cydr. Lepszy nawet niż ten z Ignacowa – a tańszy. Jeśli chodzi o cydry o smakach owocowych to polskim producentem jest H2O, produkt nazywa się Joker, jak wszystkie produkty H2O ma certyfikat koszerności, niestety jak wszystkie ich produkty jest po prostu niesmaczny. Ich bazowy cydr nie jest dobry, a dodatki smakowe nie smakują jak naturalne. Przetestowałem coś co chyba było truskawką, nie polecam. Ale mają ładną butelkę, rynkowej ceny nie znam, znowu kupiłem jakiś przeceniony egzemplarz. I znowu jest konkurencja ze wschodu, smakowe cydry Kiss z Estonii. Puszka 0,5 l kosztuje 6,50 zł, smakuje tak jak produkt H2O – smakowe nieporozumienie. Dystrybutorem jest Kamron, firma, która wprowadziła na nasz rynek całkiem niezłe cydry litewskie.
A jak się mają producenci polskich win gronowych? Jest ich już wielu, listę można przeczytać na zacnej stronie Vinisfera. Ale sprzedaje niewielu, przepisy oczywiście nie sprzyjają. Dla porównania Czesi nawet znieśli akcyzę na wino, żeby wesprzeć swoich producentów – efektem co prawda jest wykupywanie tanich win hiszpańskich i włoskich. Za największego producenta podaje się winnica Zbrodzice, wytwórca wina Herbowego – czerwonego ze szczepu regent i białego z solarisa. To chyba jedyny producent, który przebił się do sprzedaży sieciowej – wina dostępne są w sieci Fresh Market, a mają być w Żabkach. Co prawda powstaje pytanie, jak na dwóch hektarach można wyprodukować tyle wina (a jest go tak dużo, że producent butelkuje je we Włoszech), ale to już temat dla portali winiarskich (plotkarskich?). Polityka cenowa producenta to strzał w stopę – na swojej stronie oferuje butelkę za 50 zł, na szczęście we Fresh Markecie wino kosztuje tylko 35 zł (choć to „tylko” jak dla mnie to jednak „aż”) – czyli winnica bazuje na jakiejś niebotycznej marzy. A jak wino smakuje? Zadziwiająco dobrze – zarówno czerwone jak i białe. Nie znałem wcześniej tych szczepów, oba mi odpowiadały. Niestety za te cenę nie mogę ich kupować.
Na koniec rada dla młodych – jeśli chcecie konsumować  produkty lokalnych producentów alkoholi, jest na to prosty sposób. Wystarczy wyemigrować. Czego wam i sobie życzę.

niedziela, 3 marca 2013

Ze sportów polecam box

Grudniowa grypa zaczęła mijać w styczniu, ale za to w lutym przytrafiło się zapalenie zatok – no i mamy trzeci miesiąc z zerowym lub mocno ograniczonym zmysłem smaku. Przeróżne alkohole odłożone zostały na półkę i czekają aż smak wróci. Tu co prawda nie uprawia się notek smakowych, notki są dla smakoszy, a nie dla pijaków, ale jednak czasami brak takiego opisu czyni cały wpis bezużytecznym. Więc dziś polecimy nie w jakość, ale w ilość. Pojawiają się na naszym rynku winiarskim tzw. BIB-y, czyli bag-in-boxy. To kartonowe opakowania zawierające plastikowy worek o pojemności od 3 do 10 litrów wypełniony winem, które rozlewa się przez plastikowy kranik (ta sama konstrukcja co przy świeżych sokach owocowych z kartonów). W worku nie ma powietrza, przy nalewaniu wina nie dostaje się ono do niego, wiec po pierwszym nalaniu można wino przetrzymywać w kartonie jeszcze przez dwa tygodnie. Wino od momentu rozlania do toreb nie ulega zepsuciu przez około rok, choć w przypadku białych należy ten okres zmniejszyć o połowę. Opakowanie jest ekologiczne, karton nie jest impregnowany, tak więc zamiast kilku butelek, które wylądują na wysypisku, wyląduje tam kawałek kartonu i elementy plastikowe. Z oczywistych powodów wino nie będzie korkowe, trzeba też pamiętać o oszczędności na korkociągu – hardcore’owi wyznawcy boxów w ogóle go nie potrzebują! Największa oszczędność może jednak być na cenie, gdyż standardowa cena boxu o pojemności 3 l (odpowiednik czterech butelek) to okolice 60 zł (nie tylko w Polsce), co daje znakomity wynik za butelkę. Te same wina dostępne w szkle są o około 100% droższe. Zdarzają się droższe wina w kartonie – w sklepie Mielżyńskiego wyczaiłem kartony po 200 zł, a przy nich dumna informacja, że kupując karton w stosunku do czterech butelek oszczędza się 4 zł. To oczywiście wali na łeb cały pomysł marketingowy, bo przy tej samej cenie każdy przy zdrowych zmysłach wybierze butelkę – i to jedną. Dlaczego? Bo minusem kartonu jest nieznajomość zawartości i związane z tym ryzyko kupienia 3 litrów płynu do mycia naczyń. Jak się uchronić przed pomyłką? Pytać czy wino z kartonu jest dostępne też w butelce – i wpierw ją kupić, dopiero potem ewentualnie cały box. Ale musi to być identyczne wino! Taki przypadek znam na razie jeden. Drugie rozwiązanie to czytanie blogów konsumenckich – w tym mojego.
Dziś przegląd pięciu boxów z winami z Półwyspu Iberyjskiego. Cztery zakupione w sklepie Marka Kondrata w cenie 49 – 57 zł. Trzy czerwone, z czego dwa to hiszpańskie stołowe: tempranillo i tempranillo z czymś tam, oraz jedno portugalskie DOC Douro, mieszanka touriga nacional, tinta roriz i touriga franca. Tylko to trzecie ma firmowy karton, z opisami i dobrym wzornictwem. I na jakie byście stawiali? Oczywiście na to trzecie (prawy słupek, góra). A więc trzecie było niepijalne, albo się popsuło, albo producent traktuje karton jak spluwaczkę. Tragedia, wypicie kieliszka skutkuje odruchem wymiotnym. Wino w lewym słupku na dole (oryginalne box był tak fatalnie zaprojektowany, że importer musiał go wymienić na ogólnowojskowy z napisem „wino” w wielu językach) niewiele lepsze, broni się tylko wino dolne w prawym słupku – Campor Toro z winnicy Campos de Enanzo. Czwarte wino od Kondrata, białe verdejo (zielony box), pijalne, to nie to co lubię z białych win, ale w letniej porze dobry sikacz. Poza tym w ofercie kondratowych boxów są dwa wina francuskie stołowe, białe i czerwone, pijalne (cena 65 zł). Gdzie wiec kupić dobre wino w kartonie? Nomen omen w sieci Dobre Wina. Hiszpańska garnacha z winnicy Evohe, małego producenta kilku win, ale firma wygląda na rozwojową, właśnie wprowadzili do oferty tempranillo. Ich wino to Vino de la tierra del Bajo Aragon, a więc coś więcej niż zwykłe wino stołowe, skromne ale ładne wzornictwo kartonu, odpowiednik butelkowy kosztuje 36 zł, karton zaledwie 60 zł. W tej cenie naprawdę niezły napój. Reszty boxów od Dobrych Win nie kupujcie.
Mowa była o kartonach 3 litrowych, najpopularniejszych w Polsce, ale kartony mogą być większe, na polskim rynku działa dystrybutor włoskich win w kartonach 10-litrowych. Wyobraźcie sobie przestrzelić taki zakup – 10 litrów octu winnego do wypicia!