piątek, 15 października 2010

Pić czy nie pić w Heidelbergu (rocznicowo)

Czas zatoczył koło (zataczanie się jest ulubioną forma gimnastyki człowieka-pijaka), znowu picie w Heidelbergu. Tym razem człowiek-pijak zmierzył się poważnie z młodym winem (2,50 do 3 euro za litr 11% mętnego płynu – z zastawem za butelkę) i ... przegrał. Niestety po trzech butelkach żołądek domaga się zwrotu zastawu, a potem już sam widok butelki napędza klienteli toalecie. Co prawda człowiek-pijak w zaciszu WC przeczytał książkę Wilka o jego onieżskiej wędrówce, ale tam cały czas stało o alkoholikach, a to nie jest radosna lektura. Co do mocnych alkoholi to człowiek-pijak już wie – Niemcy po prostu nie potrafią ich robić. Tak jak czerwone niemieckie wino nie jest warte trudu spożycia – zwłaszcza produkty „bio” (to niemieckie szaleństwo, wszystko jest bio, kupić jajko „trójkę” można chyba tylko przez internet), te w smaku przypominają raczej wywar z kartofla niż wino.
Alternatywą dla wina młodego jest appfelwein – wino jabłkowe. To klarowny płyn, kolorze soku jabłkowego, o mocy 5,5%, zupełnie pozbawiony smaku. Możliwe, że w gorące lata jest alternatywą dla piwa, ale na pewno nie smakową.
No wiec co robić? Pić piwo, białe wina, czerwone importowane i lokalne sekty. Tu można zaszaleć. Z piw królują pilsy, w knajpach w okolicach 3,30 euro za 0,5 litra, w sklepie to samo za jakieś 70-80 centów. Jak rok temu bezkonkurencyjny jest Rothaus – 80 centów za małą butelkę, ale choćby taki Hasseroeder (70 centów za 0,5 l) jest pijalny. W knajpach leją m.in. piwo z browaru heidelberskiego, we Frankfurcie można wypić taniego Henningera (o smaku polskiego pilsa z lat 70-tych – słaby, sikowaty, lekko chmielowy - pycha). W sklepach rieslingi i kabinety za grosze, wystarczy wysupłać 2 euro. Czerwone włochy i hiszpany też od 2 euro – niestety cieńkusze, na 10 różnych butelek jedno chianti za jakieś 3 euro miał aromat i smak nieprzypominający ochrzczonej wody. Królem rynku są sekty – dostępne w zwykłych butelkach i w malutkich piccolo. Masówka Fabera, Sohnleina i Henkella – ale po co ją kupować, jak w sklepach są jakieś nieznane marki w cenach od 1,7 euro (!) – pijalne! Jedno małe picoolo Henkella wciskają za ok. 3 euro (tak, tak, znalazłem coś co jest tańsze w kraju producenta niż w Polsce), ale za taką samą cenę można kupić sześciopak piccolo mniej znanej firmy.
Po wina można chodzić do sieciowych marketów np. Rewe czy Penny, ale Niemcy mają dobre obyczaje i w zwykłych sklepach ceny są tylko jakieś 5% wyższe. Na Heidelberskiej starówce do polecenia jest dwusklepowa sieć City-Markt, w niedzielę można w knajpie u Schillera kupować wino na butelki – od 3,50 euro.
Prosit!