czwartek, 13 marca 2014

Kaszana w Biedronce

Nie jestem częstym klientem Biedronki – w zasadzie poza kolejnymi promocjami winiarskimi w ogóle tam nie kupuję. Ale już będąc na wakacjach trzeba jej oddać, że często bywa jedynym sklepem z pijalnymi winami. No i generalnie zwycięża cenowo w każdej konkurencji, pod warunkiem, że w niej startuje. Np. litrowy Johnny Walker kosztuje tam poniżej 60 zł, co jest najniższą ceną na rynku. Obecnie pojawiła się tam cachaça (Cariocca) w bezkonkurencyjnej cenie niecałych 30 zł. Na polskim rynku najpopularniejsze są „51” (~80zł), Canario i Don Diego (~60 zł) – tak więc tu płacimy pół ceny lub mniej za nieleżakowaną cahacę. To istotna cecha, bo tak naprawdę polecenia godne są tylko leżakowane, piłem takowe i to są trunki konkurujące z dobrymi brandy (ale trzeba po nie pojechać do Brazylii). Nieleżakowane są składnikiem popularnego drinka caipirinha, do jego przygotowania wystarczy lód, brązowy cukier i limonka. Wpierw spróbowałem saute, to się daje wypić, nie jest taką trucizną jak niedawno opisywany biedronkowy rum, ale jak to z tanimi destylatami, mamy tu przegląd przez piwnice, worki po ziemniakach, brudne ścierki i wiele innych miejsc i przedmiotów, z którymi nie chcielibyście się zetknąć. A caipirinha? Odpowiedź jest prosta – jeśli chcecie zmarnować brązowy cukier, lód i limonki, dodajcie tam Carioki. Nic nie jest w stanie zagłuszyć drastycznie mocnej nuty zgnilizny.
A jakie są dobre wiadomości ze świata rumu? Polecam herbatę fryzyjską. Zapewne w którymś ze specjalistycznych sklepów z herbatą sprzedadzą wam tę mieszankę Assamów (ale też z dodatkiem Sumatry, Jawy, Darjeelinga czy Cejlonu). Ale clou polega na tym, że herbatą zalewa się cukier kandyzowany. A moja propozycja to specjalny cukier w zalewie rumowej. Sam cukier nie jest tak słodki jak kryształ, a zatopiony jest w naprawdę dobrym białym hawajskim rumie (moc niewielka, pewnie jakieś 10-15%). W dodatku takie rumowe cukry można kupić w Polsce za niewygórowaną cenę. Myślicie, ze przerzucam się na herbatki? O nie, wkrótce coś zdecydowanie mocniejszego.
Aha, jeszcze wyjaśnienie lingwistyczne dotyczące tytułu. Onegdaj na określenie czegoś nieudanego mówiło się „kaszana”, a synonimem popsucia było „skaszanienie”.

wtorek, 11 marca 2014

I ja tam byłem, miód i wino piłem


Zapuściłem się znowu w pisaniu na blogu, dla usprawiedliwienia napiszę, że we wszystkim się zapuściłem, wywołuje to u mnie wstyd i poczucie winy, które mnie paraliżują twórczo, a na paraliż ten lepszego lekarstwa niż alkohol dotąd nie odkryłem. Kiedy kilka lat temu zawitałem do Nidzicy, sklep z miodami mieścił się w jakiejś odrapanej kanciapie, w dodatku był zamknięty, w sąsiednim spożywczaku kupiłem jakiś trójniak, który był co najwyżej przeciętny. W tym roku dałem Nidzicy drugą szansę, zwłaszcza, ze wyczytałem, iż wytwórnia miodów przeniosła się do nowego budynku. faktycznie, mieści się teraz w budynku starego browaru sąsiadującym z zamkiem, jest też sklepik z rozmownym sprzedawcą. Tym razem na półkach były tylko dwójniaki (dwa) i półtorak, choć teoretycznie w ofercie są trójniaki i czwórniaki. Można kupować zestawy, można kupować pojedyncze duże i małe butelki, są też jakieś prezentowe wynalazki. Na rynku warszawskim dostępne są głównie miody z lubelskiego Apisu i z Pasieki Jaros, obie firmy t polscy liderzy, wyznaczają najwyższe standardy, ciekaw byłem jak się do nich mają miody z Nidzicy. Rozczarowania nie było, i dwójniak i półtorak były znakomite, ale w smaku nie wyczuwałem zbyt dużej różnicy, wiec wystarczy wydać 30 zł na butelkę 14-letniego dwójniaka. Oferta jest z jakiś powodów mocno okrojona (np. w porównaniu z lubelską), to akurat jest wada, bo miód to trunek, którego nie da się ani zbyt dużo ani zbyt długo pić, wiec przydałaby się jakaś odmiana. Na terenie Mazur Nidzica ma konkurencje w postaci Mazurskich Miodów, nie próbowałem, ale wyczytałem, że podobno są niezłe. No i jeszcze jeden problem z Nidzicą – nie maja strony WWW, nie mają sklepu w sieci, w ogóle nie mam pojęcia, gdzie te miody poza samą wytwórnią można kupić.