niedziela, 27 grudnia 2015

Co pił Otar Iosseliani?

Czas leci, Święta za nami, a mi stuknęła setka. Znaczy się temu blogowi stuknęło sto notek. No i pięć lat i jeden miesiąc. Ilość wpisów nie jest imponująca, gdybym pisał jeden dziennie (są tacy) byłoby ich około 1850, wyrabiam jakieś 6% normy, z Amazona wyrzucono by mnie rok przed przyjęciem do pracy. No to do roboty.
Napisałem o Iosselianim w czasie przeszłym, ale on przecież żyje i nadal kręci filmy, tylko że od 30 lat we Francji, wiec nie mam pewności czy pije gruzińską brandy czy jednak koniaki i armaniaki. Ale pojawi się on tu nie tylko jako Gruzin, ale jako autor filmu „Cierpkie wino”, opowiadającego losy pracownika fabryki produkującej wino, która z powodu napiętego planu wlewa do butelek popsuty trunek, a potem jej pracownicy wskutek zbiegu okoliczności je spożyją. Film okazał się proroczy.
Postanowiłem na Święta kupić sobie jakiś zacniejszy trunek, wiedziałem, że od jakiegoś czasu można w Warszawie kupić brandy Sarajishvili (opisywaną już tutaj, wtedy butelka 3* przyjechała z Gruzji), pojechałem na ulicę Wąwozową do firmy Marani 1915 Sp. z o.o. – to jest koniec miasta, potem jest już tylko ulica Łąkowa i faktycznie łąki – poszperałem na półkach i kupiłem zestaw ze zdjęcia. Nie ma na nim wina, bo – zbieg okoliczności! – kilka dni temu wypiłem w restauracji gruzińskiej dwa kieliszki stołowego wina Marani. To jest produkt typowo fabryczny, zresztą producent nie ukrywa, że niższą półkę swoich win robi z cudzych winogron, i tę fabryczność czuć aż nadto. To zresztą typowe dla tych win gruzińskich, które trafiają na półki polskich supermarketów (Marani tam trafia), to są jakieś winne podróbki, raczej niepijalne. Kiedyś piłem wino Grigorij, etykieta nawiązywała do filmu o czterech pancernych, zawartość pochodziła chyba z chłodnicy czołgu. Stołowe Marani jest pijalne, ale po prostu niedobre, smakuje jakby przed chwilą wyprodukowano je z proszku, wody i spirytusu na zapleczu restauracji. Zresztą nazwa producenta wiele mówi, bo Marani to „winnica”. Czyli takie Chateau Vignoble. Ale to mało – jeden ze współkonsumujących zatruł się tym winem, cały następny dzień miał z głowy. To nie było zwykłe zatrucie żołądkowe – choć to też – to był efekt działania czegoś, czego w winie być nie powinno. Znam takie zatrucia, coś podobnego można przeżyć pijąc źle wyprodukowany bimber, z którego nie usunięto przedgonów. Trzeba Marani oddać, że produkuje też wina we własnej winnicy Kondoli, niektóre nawet dojrzewają według starej gruzińskiej receptury w wielkich kadziach zakopanych w ziemi – ale jednak dziękuję, wolę postać. No więc za wino podziękowałem, kupiłem lemoniady Zedazeni (Marani jest ich dystrybutorem w Polsce), pięciogwiazdkowe Sarajishvili (tak samo) i brandy Telavi VS, produkowaną przez Marani. Lemoniada estragonowa – opisywany już przeze mnie tarchun – to prawie najniższa półka tarchunów. Prawie, ale jednak zdecydowanie bardziej chemiczna niż prawdziwa, mimo, że w składzie jest „aromat naturalny”. Różne aromaty wyprodukowała natura. Lemoniada winogronowa – na poziomie soku Hortexu. Śmietankowo-waniliowa – jak cukier waniliowy rozpuszczony w wodzie i wsadzony do gazującego urządzenia Sodastream. Wszystkie wylądowały w zlewie. Potem przyszła pora na Sarajishvili – 5* jest bardziej łagodne i waniliowe niż 3*, ja akurat lubię taką chropowatość niezbyt wyleżakowanej brandy, ale 5* było na tyle OK, że następnym razem spróbuję VS. A brandy Telavi VS smakowała jak najgorsza Pliska. Nad wszystkim dominował smak czekolady. Po prostu totalna koniakowa porażka. No wiec zapijałem Telavi Sarajishvili i jakoś to się wypiło. W ofercie Marani miało jeszcze jakąś tanią brandy, ale sprzedający ostrzegł, że starzono ją karmelem (co myślę o karmelu, już wiecie), co ciekawe, dwa dni temu ta brandy była w ofercie, teraz zniknęła i ze strony polskiej i gruzińskiej. Prawdopodobnie ktoś ją wreszcie kupił i wypił, teraz trwa zacieranie śladów.
Nawiasem: jak chcecie spróbować dobre wielosmakowe bio-oranżady to polecam włoskie Galvanina, ja kupuję je w warszawskich Produktach Niewinnych i Winnych, głównym moim dostawcy napojów bezalkoholowych i piwa.
Skoro była mowa o wykonywaniu planu i czterech pancernych, to jeszcze w tym roku rzutem na taśmę wykonam 102 wpis.

1 komentarz:

  1. O kurcze, po setnym wpisie jest 101. a nie 102. Będę musiał coś wyrzeźbić.

    OdpowiedzUsuń