wtorek, 11 września 2012

Alkoholowa literatura (1)

Kiedy człowiek-pijak był w fazie abstynenckiej (a że jest legalistą, oznaczało to w praktyce do pełnoletniości), zdarzało mu się obcować z alkoholem na stronach literatury pięknej. Przeczytał całego Remarque’a (równie dobrze mógł co prawda przeczytać jedną jego książkę kilka razy) i zapamiętał, że bohaterowie pochłaniają spore ilości czegoś, co zwie się calvados. Musiał lata czekać na porównanie literackiego zapisu z prawdziwym smakiem – bo po pierwsze z calvadosów królowała w PRL „Złota jesień”, kolejna próba rozpuszczenia fragmentu tablicy Mendelejewa w spirytusie z ziemniaka, a po drugie jako należący do polskiej niższej klasy średniej, kontakt z zagranicznymi alkoholami ograniczony miał do stawiania na półce pustych butelek po zagranicznych trunkach. Tak, tak, młodsi czytelnicy, zwyczaje takie jak kolekcjonowanie pustych opakowań po papierosach przypinanych do słomianej maty mogą wam się wydawać objawami poważnego defektu psychicznego, ale onegdaj były masowym sportem młodzieży. Dość dygresji – wracamy do alkoholu. Mijały lata, człowiek-pijak czytał i czytał, w książkach (znowu podobnych do siebie jak krople wody) Bulatovicia lała się rakija (i znowu problem z dostępem do trunku), a bohater Lowry’ego zalewał się tequilą (jak wyżej). A potem przyszła kolej na różne alkoholowe wynalazki z tekstu Jerofiejewa i w końcu opis smętnego końca pijaka Fallady. Kolejność lektur chyba prawidłowa – od fascynacji smakowitym płynem do smutnego upadku alkoholika. Człowiek-pijak jednak wybiera fragment początkowy tej podróży przez słowa, bo jest i smaczniejszy i weselszy.
I dlatego dziś będzie o Agacie Christie i jej bohaterze, Herkulesie Poirot. Ten Belg mieszkał w Anglii, więc był tam postrzegany jako dziwak, ale jedno z jego dziwactw bardziej byłoby docenione we Francji – otóż Poirot pił cassis nierozcieńczony winem. Creme de cassis został rozpowszechniony przez burmistrza Dijon o nazwisku Kir, który serwował go swoim gościom jako dodatek do wina aligote, tak że w końcu Francuzi zapomnieli, ze można cassis pić bez dodatków. Czy Poirot jest dziwakiem? Otóż nie, Poirot robi to, co należy zrobić z cassisem. To bardzo nasycony, atakujący owocowym smakiem likier z czarnych porzeczek, gęsty, o niesamowicie intensywnym kolorze, wspaniałym naturalnym zapachu. Otrzymany w wyniku dość skomplikowanego procesu z zamrożonych owoców. Mam moc 20%, wynika ona z przyczyn technologicznych, możliwe, że nie może być mocniejszy, ale taka intensywna owocowość aż prosi się o większy woltaż. (Nawiązując do wymiany uwag z panem Tomaszem Milerer, człowiek-pijak zaryzykuje i na 10 punktów da 10 – pomijając kwestię mocy.) A co z kirem? Człowiek-pijak dolał cassisu do wina musującego i efekt był przewidywalny – wino nie przebija się przez smak cassisu, w efekcie pije się rozcieńczony i musujący cassis. Gorzej z winem białym, źródłowo dolewano aligote, tego wina człowiek-pijak nie zna (choć może na naszym rynku jest wersja mołdawska), więc dolał co było pod ręką, padło na gruzińskie Tsinandali, efekt był fatalny, smak wina przebił się przez porzeczkę, próbował ją zdominować i to nie było udane połączenie. Trzeba było jednak popróbować z czymś ostrym i kwaskowatym.
Gdzie kupić i za ile? We Francji w sieci Nicolas butelka 0,7 Creme de Cassis Boudier (najbardziej znany producent z Dijon) kosztuje 13,50€, w Polsce w sieci Makro 65 zł, tradycyjnie trochę drożej, ale bez przesady. Butelka w Makro to klasyczny kształt i nalepka, sieć Nicolas (i chyba tylko ona) sprzedaje z jakiś powodów inne opakowania – tu zdjęcie z angielskiego Nicolasa, z takiej właśnie pił człowiek-pijak.
Człowiek-pijak liczy na czytelników, może znacie jeszcze jakieś literackie szlaki alkoholowe? Op uw gezondheid!

2 komentarze:

  1. Remarqowy Calvados zapada w pamięć, szczególnie że jego książki czyta się w fazie abstynenckiej lub na początku przygody z trunkami.
    Niestety w polskiej literaturze chyba brakuje wyrazistych tropów alkoholowych. W zasadzie przychodzi mi tylko jeden do głowy, ale tak doskonały że zostaje w pamięci na zawsze.
    W książce Ryszarda Kapuścińskiego "Wojna futbolowa" w rozdziale Bilard w meczecie Buchary, jest jeden reportaż pod tytułem "Złoto koniaku".
    Mistrzostwo opisu jak powstaje koniak, i zupełnie bez znaczenia jest to że jest to Gruzja w czasach ZSRR, trunek jest ponad państwowy, a opis tak doskonały i sugestywny, że dzisiejsi copywriterzy mogą tylko marzyć o takiej lekkości pióra nawet po spożyciu.
    Z bardziej przyziemnych w serii Jo Nesbo, główny bohater Harry Hole pija Jeam Beam'a, mawiając że to jego największy wróg.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Philip Marlowe - ten od Chandlera - pił bourbony: Four Roses (popularny i u nas) i Old Forester. Producent tego bourbona jako pierwszy zaczął sprzedawać trunek w butelkach, przedtem bourbony sprzedawano w beczkach, a w butelki rozlewali je szynkarze. O dziwo Chandler nie wspominał o Western Gold.
      PS. Gruziński koniak właśnie wypity, butelka czeka na sesję zdjęciową na tle ściany - wkrótce notka.

      Usuń