poniedziałek, 30 listopada 2009

Najlepsze koniaki są na Placu Czerwonym

Zamiast katować się Hennesym za setki złotych (człowiek-pijak może tylko zagwarantować, że towary do 300 złotych są zlewkami tych za powyżej 300 zł – czego zlewkami są te droższe człowiek-pijak nie wie) człowiek-pijak radzi posmakować brandy produkowanej w Moskwie. Postsowieckie republiki powoli wymiękają i zaprzestają używania nazwy koniak, ale Francuz może Putinowi w tej kwestii na pukiel skoczyć. Zdecydowanie polecam produkty firmy Mosazervinzavod. Można je kupić prosto w fabryce na ulicy Makarenko 10/20, ale generalnie dostępne są wszędzie – a zwłaszcza w czymś na kształt kiosków z prasą, oferujących jednak zamiast liter litry. Butelka koniaku Arszeron lub Giek-Giel kosztuje ok. 20 zł. (złotówka osłabiła się w stosunku do wszystkiego co żywe i nieżywe, jeszcze kilka lat temu to były okolice 10 zł), zawiera 42% mieszaninę koniaków 4-6 letnich. Znakomity smak – a co najważniejsze, minimum słodyczy – a tego człowiek-pijak w koniakach nienawidzi.
A co z tego można spróbować w Polsce? Otóż nie jest tak źle – można wypić troszkę gorsze, ale nadal interesujące produkty moskiewskiej firmy KIN. Ich Koniak Moskiewski to czteroletnia brandy – trochę słodsza, ale nadal pijalna. Rewelacją jest cena – ok. 20 zł za półlitrówkę. Sprowadza to do nas firma J&J Decor – ta sama, która uraczyła nas rosyjską wódką w matrioszkach, z czego pijalne były tylko matrioszki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz