niedziela, 6 maja 2012

Jak przemienić wino w piwo?

Człowiek-pijak obiecał napisać coś o prawie IIIPRL, ale go ubiegł portal gazeta.pl. Chętni niech sobie przeczytają o problemach z produkcją cydru, a człowiek-pijak wyjaśni tylko, że inspiracją do podjęcia tego tematu było nabycie „apple drink beer” marki Somersby, będącego w rzeczywistości produktem firmy Carlsberg. Otóż Carlsberg sprzedaje ten płyn na świecie jako cydr, ale w Polsce – z powodu wspomnianych przepisów – sprzedaje go jak piwo jabłkowe. Z etykiety wynika, że napój zawiera piwo, ze smaku to akurat w ogóle nie wynika – zero chmielowej nuty. Napój bije na głowę analogiczny wynalazek pt. Redds. Somersby pakowany jest w szkło (0,4 l) lub puszkę (0,5 l), kosztuje od 4 zł w Tesco do 4,80 w sklepikach osiedlowych, zawiera 4,5% alkoholu. W opisie produktu oryginalnego Carlsberg podaje, że zawiera on 15% soku jabłkowego (jak cydr może zawierać 15% soku jabłkowego? czy jest tu mowa o sfermentowanym czy niesfermentowanym soku?), na etykiecie polskiej wersji jest to już 55%. Człowiek-pijak podejrzewa, że oba trunki są identyczne, to są jakieś wyroby cydropodobne, choć w smaku dobrze cydr udające. Tak więc wino, jakim jest w Polsce cydr, stało się piwem. Nie jest to może taki numer jak przemiana wody w wino, ale zawsze jakiś postęp jest.
Czy są w takim razie na rynku polskie cydry? To pytanie już tu kiedyś padło, niestety odpowiedź nie zmieniła się jakoś radykalnie. Browarowi w Łomży cydru nie udało się wystawić na rynek (vide artykuł), cydry (?) nadal produkuje firma z Chociszewa, obecnie nazywająca się H2O*. Niestety zapewne nadal są to rzeczy słabopijalne.
W zalinkowanym artykule wspomina się też o tym, jak prawo IIIPRL sprzyja polskim winiarzom. Efekt jest taki, że legalnych producentów jest dwudziestu, z czego tylko mniejszość sprzedaje wino na rynku, a ono – przy słabej jakości , wynikającej z warunków klimatycznych – kosztuje od 40 zł za butelkę, więc zapewne sprzedaż można policzyć na palcach kilku rąk. Proszę się więc nie dziwić peanom człowieka-pijaka na cześć naszych ustawodawców.
Alternatywą mógłby być rynek win owocowych, ale takich producentów jak na razie człowiek-pijak znalazł... jednego. To firma Vinkon z Konina. Wina są m.in. dostępne w sieci Piotr i Paweł (w dziale z wermutami), w cenie ok. 16 zł za butelkę. Ocena smaku jest trudna, a to z powodu braku materiału do porównania. Człowiek-pijak wie, jak smakują wina owocowe domowej roboty, ale to inna technologia. Pozostaje zupełnie subiektywna ocena – wina są pijalne, jedne lepsze (wiśnia zdecydowanie lepsza od win japońskich), inne gorsze (wino jarzębinowe jest aromatyzowane, i niestety smak jarzębiny ginie w smaku bazy), nie należy się kierować określeniem słodkości, gdyż wino słodkie owocowe jest w smaku dużo bardziej wytrawne niż słodkie gronowe. Może ktoś z czytelników zaryzykuje i podzieli się opinią? Vinkon produkuje też trunki dla odważnych, czyli klasyczne nalewki i alpagi – ale chyba się tego wstydzi, bo informacja na stronie www jest bardzo skąpa.

* Firma H2O na każdej podstronie podkreśla swoje związki z Gminą Żydowską, która dała certyfikat koszerności ich śliwowicy. Otóż butelka tej śliwowicy o mocy 70% jest dostępna w cenie niewiele większej niż 20 zł, to był tak alarmujący sygnał, ze człowiek-pijak jej nie skonsumował, i może tylko współczuć Żydom namówionym na kupno tego wynalazku. H2O weszło też na rynek alkopopów, choć nie wspominają o certyfikacie od miejscowego popa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz