Najciekawsze jest jednak wykorzystanie mirtu jako rośliny symbolicznej. W mitologiach antycznych był rośliną poświęcona bogini Wenerze, Afrodycie, Demeter, – a wiec boginiom miłości i płodności. W kulturach Morza Śródziemnego mirt symbolizował miłość i nieśmiertelność. Jeśli któryś z czytelników świętuje Święto Szałasów, to wie, że nie obejdzie się bez gałązki mirtowej, będącej częścią lulawu ("Idźcie w góry i przynieście gałęzie oliwne, gałęzie sosnowe, gałęzie mirtowe, gałęzie palmowe i gałęzie innych drzew liściastych, aby zgodnie z przepisem uczynić szałasy", Ne 8,15). W tej kulturze mirt darowano panom młodym, gdyż symbolizował moce falliczne. Natomiast europejska tradycja używa mirtu jako ślubnej wiązanki lub wianka dla panny młodej (nawet jeśli jest nią Królowa Angielska).
Ale co ma mirt do alkoholu? Otóż na Sardynii i Korsyce produkuje się likier mirtowy o nazwie Mirto – odmianę czerwoną z dojrzałych niebieskich owoców i biała z owoców żółtych i liści. Firma Bresca Dorada produkuje cała gamę tych (i nie tylko) napojów, wlewając je w przeróżne butelki, te bardziej ozdobne są do nabycie w sklepach lotniskowych. Butelka (ta ze zdjęcia) 20 cl o mocy 30% kosztuje niecałe 10€. Kolor ciemnobrązowy, płyn nie jest gęsty, dosłodzony miodem nadal nie jest zbyt słodki, ma wyraźny smak ziołowy – nie owocowy. W zasadzie najbardziej przypomina syrop pini (nalewka z kopru włoskiego + wyciąg sosnowy) – widocznie leki na gardło smakują podobnie. Zdecydowanie człowiek-pijak woli wersję wiankową niż spożywczą. Salute!