
Tym razem skorzystałem z pośrednictwa Wimdu – to strona niemiecka specjalizująca się w wynajmowaniu lokali w dużych miastach. Tanio, mieszkania nie są dostępne na innych stronach, polecam. Wybrałem lokal nieopodal Sagrada Santa Familia – dokąd w końcu nie poszedłem – ale wybór był dobry, dzielnica w miarę cicha, w miarę bez turystów, w miarę dobrze skomunikowana ze wszystkim (o to w BCN nietrudno). Przylatującym radzę na lotnisku odwiedzić sklep wolnocłowy, zorientujecie się, co będzie można kupić w ostatni momencie podróży. Kasjerem może się okazać Polak, od siedmiu lat mieszkający w Barcelonie (pozdrawiam!). Sklep jest wielkości wszystkich sklepów na Okęciu razem wziętych. Ceny takie jak w sklepach w BCN (ale są też promocje), czyli sporo taniej niż na Okęciu (tam czerwony wędrowniczek kosztuje 80 zł za litr!).
Pora wrócić do meritum. Co pić:
Napoje bezalkoholowe: woda mineralna Vichy Catalan – wysokozmineralizowana, podobna do Borjomi, w Warszawie (np. w sieci Warus) dostępna po 10 zł za litrową butelkę, w BCN za 1 €! Świetna na rano. Liczne napoje o smaku cytryny, najmniej słodki i najbardziej gazowany jest Kas, kosztuje grosze, dobry do zapijania taniej brandy.
Piwo i cydr: olbrzymi barceloński browar Damm robi kilka piw, królują lagery (ale są też koźlaki i piwa ciemne, także radlery), wszędzie jest flagowa Estrella. Ale jest też najtańszy model, Xibeca, dostępna tylko w litrowych szklanych butlach. Kiedy w latach 60-tych podrożało wino, to piwo miało je zastąpić przy obiadowym biesiadowaniu. Kosztuje 1 €, w Polsce dostępne jest po 10 zł (np. sieć Alma). To są siki, ale całkiem niezłe. Wyższa barcelońska półka to Moritz, też lager, ale z lepszym bukietem i smakiem, tylko małe butelki i puszki, sześciopak kosztuje 4,50 €, więc ceny jak w Polsce. Jest San Miguel, ale po co pić piwo z Madrytu, skoro smakuje tak samo jak te z BCN? Podobno jest tylko jeden browar restauracyjny, są też tap bary, ale mnie najbardziej interesował mainstream, czyli nie to co piją hipsterzy, ale to co piją emeryci. Cydr występuje głównie w wersji „natural” – zero cukru, zero gazu, cierpki aż wykręca gębę, mętny, z osadem – taki lubię najbardziej, choć zdaję sobie sprawę, że nie każdy gustuje w takich kwachach. Od 2 € za butelki szampańskie (pewnie można znaleźć tańszy), w Polsce (np. sklep El Catador w Warszawie) – 20 zł.
Wino: Katalonia to stolica cavy, jest jej mnóstwo, ale co najważniejsze w sklepie za 2 € kupujecie towar pijalny! W Warszawie trudno dostać taki za 30 zł. Ja uwielbiam bąbelki, wiec wypijałem sobie taką cavę na śniadanie i to mnie doskonale ustawiało na cały dzień. Co do win klasycznych to w sklepach króluje rioja, i tu znowu zaskoczenie. Za 2 € kupujecie pijalne wina czerwone i białe! W zasadzie ceny win kończą się na 6 €. Nie kupujcie win koncernowego Torresa, jest relatywnie drogi (5,5 €), a jest z tych win najbardziej przemysłowy, zresztą jeszcze niedawno w Lidlu był dostępny właśnie za 20 zł. No cóż, w porównaniu z Włochami to jest raj wina! No dobrze, a co z winami niemarketowymi? Co ze słynnym prioratem, jedną z dwóch hiszpańskich apelacji DOQ, w Polsce trudno dostępnym w cenie poniżej 100 zł? W specjalistycznych sklepach kupujecie go od 7 €! Kupiłem np. białego priorata Les Brugueres, 92 punkty u Parkera, najwyżej ocenione przez niego białe wino hiszpańskie (chyba wcześniejsze roczniki niż 2013) – za 12 €! Wino super, ale cena jeszcze bardziej.
Mocne trunki: Szok! Lubię brandy, a tu litrowe butelki od 8 €. Co prawda to są jakieś potanione wynalazki, mają tylko 30%, ale czuć prawdziwą wytrawną brandy w prawdziwej beczce (no dobra, to były wióry), no i są prawie wytrawne. Kilka wiodących marek, Soberano, Veterano (ta nazwa mi się szczególnie spodobała) i inne. Generalnie im lepsza jakość tym moc rośnie, ale rośnie też cena. Kupiłem 10-letniego Torresa (38%), jak dla mnie za dużo tej beczki w nim było, polecam na lotnisku litrowa butelkę 5-letniego w promocyjnej cenie 11 €. Wypijałem wieczorkiem prawie całą butelkę brandy, a rano tylko Vichy Catalan (wymowa katalońska „vici” – z twardym „ci”), Kas z puszki, trochę Xibeki, cava i spokojnie mogłem iść zwiedzać Muzeum Picassa (ten łobuz podarował Barcelonie jakie odpady, kretyńskie wariacje na temat „Las Meninas” Velazqueza, a jak się nudził Velazquezem to malował kaczki za oknem). Chyba poza brandy nie ma mocnego lokalnego trunku – ale to mi zupełnie wystarczyło. (Jest Crema Catalana, ale to słabiutki likier, już lepiej sobie kupić kremowe ciastko z tym czymś w nazwie.)

Gdzie pić: Takiej ilości barów nie widziałem. Nawet sklepy czy cukiernie okazują się być na zapleczu barami. Od dużych do tak małych, że mieści się w nich na stojąco 5 osób (więc reszta stoi na ulicy z kieliszkami w rękach). Zdecydowanie trzeba szukać tych nieturystycznych, rozrzut cen jest spory, im więcej turystów, tym drożej. Piwo podają w wersji małej, średniej i dużej – ta ostatnia to półlitrowy kufel, jego cena wyniesie od 3 do ponad 6 €. Ale nie wszystkie knajpy mają kufle, większość klientów woli piwo w małych pokalach. Wino i mocne alkohole leją „na oko”, czasami po zamówieniu kieliszka wina zostawią butelkę na stole, sugerując samoobsługę (nie liczcie na komunikację po angielsku, ale generalnie nie ma z tym najmniejszego problemu). Wino kosztuje od 1,5 € za kieliszek, brandy to ok. 3 €. Nie jest tanio, ale za to można zamówić ciekawe przekąski, ja na przykład zjadłem miskę świńskich uszu.
Ludzie: Miałem okazję zobaczyć ich niemało, bo 11-tego września manifestowali przywiązanie do niepodległości Katalonii. Zjechało się do BCN prawie dwa miliony osób, okazało się, że manifestacja polega na odstaniu kilku godzin na ulicach. Rozczarowanie, zero pijaństwa, zero awantur.
PS: Widzicie na zdjęciu z butelkami Koskenkorva Salmiakki? Poprzedni wynajmujący lokal pozostawili wypełnioną w połowie butelkę na stole. To fińska 32% wódka z dużą domieszką lukrecji – czarna jak smoła i anyżkowa jak diabli. Całkiem smaczna, niniejszym chciałem podziękować za ten miły prezent.
Ale tak na trzeźwo wpaść pod Omnibus :(
OdpowiedzUsuńTo był tramwaj, może dlatego nie ma już tramwajów w BCN? (Oprócz słynnego ponoć niebieskiego, jechałem nim i znowu muszę napisać, że lepiej było się napić). Mieszkałem w okolicy tego wypadku (Girona/Bailen), ale teraz to chyba wszystko wygląda inaczej. Roland Barthes też wpadł pod ciężarówkę, a chyba nie nadużywał?
UsuńKatalończycy jednak zdecydowali się na referendum. Sondaże - jak w Szkocji dają szanse pół-na-pół. Ale właściwie to chciałem tylko napisać o sangrii. Otóż te w tanich barach są relatywnie drogie, ale za to użyte do ich produkcji wino jest tanie. Efekt jest bardzo rozczarowujący - taka sangria smakuje jak ta z olbrzymich butelek z supermarketu. W dodatku to chyba jedyny trunek po którym na pewno będziecie mieć kaca. Odradzam!
OdpowiedzUsuńprzeczytałam kilka wpisów ... wypowiadasz sie dokładnie w ten sam sposob co moj niedoszly maz pijak ;) ale masz szersze horyzonty ... Pułtusk mi sie w jakims wpisie pojawił, jak jestes stamtad to rozumiem skad to zamilowanie do alkoholu. mieszkalam tam troszke i rzeczywiscie oprocz zamku ( no ale ile razy można ) i AH nic tam nie ma ;)
OdpowiedzUsuńOdradzam związki z pijakami, w zasadzie tylko pijak/pijaczka może związać się z innym pijakiem - choć zazwyczaj wesoło nie jest. Nie jestem z Pułtuska, jestem ze stolicy, ale w Pułtusku bywałem i potwierdzam - w zasadzie jest tam tylko zamek, a że zarządza nim Stowarzyszenie Wspólnota Polska, to wizyta tam jest jak podróż w czasie - do schyłkowego PRL-u. Ale warto pamiętać, że Pułtusk ma najdłuższy rynek w Europie (świecie?), gdzie rozgrywał się fragment akcji 'Klubu włóczykijów' Niziurskiego.
OdpowiedzUsuńPS. Odpisując na wpisy daję znak życia, niestety mam taką deprechę, że choć jest wiele zaległych tematów (butelek) do opisania, to nie daję rady. A jak nie daję rady, to piję, a jak piję, to tym bardziej nie daję rady. Ale postaram się. Może jutro? Ja to od lat sobie powtarzam: jutro, jutro, jutro...
A co to za spanie ? :) czekamy na następne wpisy :)
OdpowiedzUsuń