Teraz będzie jak w filmie Gaspara Noego „Nieodwracalne” – od końca do początku. Ale inaczej niż tam – napięcie będzie rosło, a kulminacyjny moment będzie na końcu.
Jastrzębie Góra to raj dla ludzi-pijaków. Poza sezonem zamyka się tam wszystko

, ale dwa lokale pozostają otwarte cały rok. Jeden to
bar Max, otwarty 24/7, serwujący olbrzymi wybór alkoholi, i niesamowity wybór drinków. Karty drinków nie ma, można zamówić coś znanego, można samemu podać składniki lub zdać się na talent barmanów. Człowiek-pijak poleca to ostatnie – oni naprawdę znają się na rzeczy. Wystarczy rzucić hasło – coś na kaca, coś lekkiego, coś dopingującego – i dostaje się świetnie przygotowany kolosalny drink uwieńczony koroną z egzotycznych owoców i warzyw – jak najbardziej jadalną. W tym miejscu słowo drink nabiera sensu i przestaje kojarzyć się z whisky z coca-colą.
A skoro jesteśmy przy whisky – właściciel baru Max jest fanem whisky i od kilku lat realizuje swój drugi alkoholowy projekt –
Dom Whisky. To bar z największym wyborem whisky na świecie – 890 butelek w jednym miejscu! Wszystkie je można spróbować – oszczędni mogą zamawiać kieliszki 25 ml. Dobrze wyszkoleni barmani pomagają dobrać trunek po opisie pożądanego smaku, aromatu czy mocy. Jest nawet jedyna walijska malt whisky, o której człowiek-pijak napisze wkrótce. Ceny za kieliszek 50 ml wahają się od 10 zł do kilkuset, ale dzięki temu można nie wydając fortuny skosztować najdroższych whisky świata. Nie lubiących podróży człowiek-pijak zaprasza do
sklepu internetowego. Kupcie przynajmniej degustacyjne kieliszki z logo firmy – wyjdziecie przed znajomymi na światowców.

Jakieś kilka tygodnie przed wizytą w Domu Whisky człowiek-pijak zdecydował się przetestować bourbon z Leedla – Zachodnie Złoto Gold Straight Old Kentucky Bourbon Whiskey. Leedl spowodował większość wejść na ten blog, więc człowiek-pijak był coś tej firmie winien. Z mocniejszych alkoholi dotąd pił brandy Majestat – totalna zagłada, jeden kieliszek powoduje albo wymioty albo poważne zatrucie, grappę – smak błota, w którym urzędowała rogacizna, bez poważnych konsekwencji dla zdrowia, oraz wermut Romanetti – przepłacony, podobne trunki sprzedają po 5,90, nadają się jedynie do odzyskiwania z nich cukru. A teraz bourbon. Lektura nalepki dostarcza wiedzy, że pochodzi z USA, nie ma producenta, jest straight – czyli co najmniej cztery lata leżakował w beczkach, co było jednak za mało, gdyż dodano do niego barwnik E150a – czyli po prostu karmel. Butelkowany przez Pabst & Richarz Vertriebs GmbH – fragment firmy produkującej niemieckie alpagi i pryty. A teraz degustacja. Zapach – 100% denaturatu. Ale kodegustujący odnaleźli w nim zapach płynu do mycia szyb – tak wiec można ten aromat nazwać złożonym. Smak – wszystko tylko nie bourbon. Marny alkohol z dodatkiem syntetycznego smaku. Niepijalne bez zmieszania z czymkolwiek. Efekt – totalny kac, utrzymujący się ponad dobę. Idealny prezent dla teściowej. Producent nie chwali się nawet medalami, jakie dostał, ale wizyta na odpowiednich stronach www wyjaśnia, że dostał je w konkurencji „whisky z sieciowych hipermarketów”. Podsumowując – 35 zł wydane na ten trunek powinno zostać człowiekowi-pijakowi zwrócone (nomen omen) wraz z opłaceniem ubezpieczenia na życie. No ale to był ten pierwszy raz – pierwszy raz, kiedy człowiek-pijak wypił denaturat. Co prawda rozwodniony i z karmelem – ale zawsze.
Dla chcących pić podobne trunki, ale chcących także przeżyć taką konsumpcję – człowiek-pijak poleca własnoręczne przygotowanie whisky (a także wszystkich innych trunków świata).
To się robi tak.
Morał pierwszy. Zamiast do Leedla należy pojechać do Domu Whisky, za 35 złotych można tam kupić pięćdziesiątkę znakomitego trunku, który wyjaśni wam, czym jest dobry bourbon czy też inne whisky. Nie kupujcie tanich podróbek w sieciówkach – zwłaszcza niemieckich czy francuskich. Oszczędzacie 20–40 złotych – a w zamian dostajecie denaturat, który w pobliskim sklepie z chemią gospodarczą jest znacznie tańszy.
Morał drugi. Nie wierzcie sieci. Zanim człowiek-pijak wypił tę truciznę zrobił rekonesans w sieci. Ten bourbon ma dobre opinie, jest nawet fajna
degustacja człowieka, który wygląda na znawcę (kim w takim razie jest człowiek-pijak?). Niektórzy twierdzą, że pochodzi od producenta Jim Beama i nawet ma podobny smak. Znowu na usta rzuca się: bullshit! Sieć kłamie! Człowiek-pijak ostatnim bastionem alkoholowej prawdy!
PS. Po jakimś czasie człowiek-pijak przypomniał sobie, że w sieci zlokalizował firmę-matkę tej, co rozlewa w Niemczech bourbona leedlowskiego. Otóż ta matka produkuje alkopopsy, nalewki i inne wynalazki, których czas produkcji trwa tyle, ile wlanie mniejszej ilości płynu do większej ilości płynu. To jest coś co trudno odróżnić od fabryki iperytu.
PS2. Guglacze trafiają tu zadając pytania oczywiste. Tak, w Leedlu kupicie koniak, whisky, brandy, tequilę, gin i inne trunki. Mają one tyle wspólnego z oryginałami ile wino Jantarnoje Igristoje z Nowego Tomyśla z szampanem Perrier-Jouet. Oczywiście kosztują niewiele - w okolicach 35 zł, ale jeśli dodacie do tego koszty w postaci koszmarnego smaku i kaca, który może przeciągnąć się na kilka dni - pomijając już kwestię możliwości utraty zdrowia - to wyceniam te trunki na co najmniej setki złotych. Tyle powinno się do nich dodawać.