Ja tak, skarżyłem się już zresztą, ze w Sandomierzu zakąsek
w knajpach prawie nie uświadczysz. Czy coś się zmieniło w tej kwestii dowiem
się już za dwa dni, teraz tylko wspomnę o moich ostatnich zdobyczach
zakąskowych. Na zdjęciu po lewej trzy torebki z kiszonkami, kupione na targach
w Łodzi, chyba niedostępne w sklepach: kapusta, kimchi i rzodkiewka. Głównie
chodziło o rzodkiewkę, miałem już doświadczenie z marynowaną, chciałem
porównać. Kiszona marchewka przechodzi kolorem skórki i jest cała czerwona –
marynowana oddaje kolor skórki zalewie i jest cała prawie biała. Akurat te trzy
torebki mi nie podeszły, kimchi w ogóle nie przypominało tej z azjatyckich
barów. W kategorii rzodkiewek zdecydowanie wygrała marynowana, swój słoiczek
nabyłem na bazarze warzywnym na placu Szembeka. Kupiłem tam zresztą sporo innych
słoików z domowymi przetworami. Po prawej słój ze słynną zakąską gruzińska –
dżondzoli. To kiszone zalążki kwiatów pewnego krzewu – musza być zbierane o
odpowiedniej porze, zanim przeistoczą się w kwiaty, wtedy przestają być
jadalne. To podobno bardzo popularna gruzińska zakąska do wódki. Moja smakowała
jak kiszony papier toaletowy. To prawdopodobnie wyrób przemysłowy, nie zniechęcam
się, w przyszłym roku poszukam jej na którymś z rosyjskich targów, może będzie
lepiej.